Pierwsza połowa września to jeszcze kalendarzowe lato, więc nie od rzeczy było omawianie książki, której głównym tematem są wakacje. Marcel Pagnol (1895-1974) spisał swoje wspomnienia z dzieciństwa w kilku tomach, a w książce "Chwała mojego ojca. Zamek mojej matki" najważniejsze były właśnie letnie miesiące spędzane w domu na wsi. A dokładniej mówiąc: na kompletnym odludziu, za to w Prowansji.
Muszę przyznać, że książka mnie zauroczyła. Jest ciepła i liryczna, gloryfikuje przyjaźń i miłość, ale bez zadęcia i patosu. Jednocześnie całkiem zabawna, co oczywiście uważam za jedną z głównych zalet. Co prawda mocno zastanawiałyśmy się, jak to możliwe, by Pagnol tak dokładnie pamiętał sprawy sprzed wielu lat oraz pojawiły się uzasadnione wątpliwości dotyczące koloryzowania niektórych wydarzeń, ale kto autorowi zabroni?! Poza tym w moim przypadku nie wpłynęło to na poczucie, można rzec, uczucia niemal błogości po tej lekturze.,
Fragment opowiadający o tym, jak Marcel odpisuje na list przyjaciela (i stawia w nim starannie wybrane błędy ortograficzne oraz precyzyjne kleksy) został uznany za najbardziej ujmujący. Pewien niesmak wśród sporej części zgromadzonych wzbudziły dziecięce studia entomologiczne, polegające w dużej mierze na sprawdzaniu wytrzymałości mrówek na wysokie temperatury.
Należy natomiast koniecznie odnotować, że na ostatnim spotkaniu zadebiutowała zupełnie nowa uczestniczka. Co prawda na razie jej aktywność ograniczyła się do jedzenia, a większą część dyskusji przespała, to z dużym prawdopodobieństwem można się spodziewać, że miłość do literatury wyssie z mlekiem matki.
Kolejna lektura to "Białe zęby" Zadie Smith.
Anka