Tym razem wyboru dokonałam ja, więc przeczytałyśmy " Prowadź swój pług przez kości umarłych" Olgi Tokarczuk i z przyjemnością muszę stwierdzić, że znowu mi się udało, bo i lektura była przyjemna, i było o czym rozmawiać.
Po kilkunastu spotkaniach może czas na króciutkie podsumowanie, bo wypracowałyśmy już pewien schemat. Zamawiamy (co zajmuje sporo czasu, bo dla niektórych, a w szczególności dla niżej podpisanej, jest to proces długi i bolesny, wymagający wielokrotnych konsultacji z kelnerem) i prowadzimy niezobowiązującą pogawędkę na wolne tematy. Tuż po tym, gdy przekąska wjeżdża na stół, przechodzimy do rzeczy.
Nadal oczywiście nie ma moderatora i nie ma porządku spotkania, ale rozmowa przychodzi nam coraz swobodniej i naturalniej. Nie upieramy się też, że koniecznie musimy przeanalizować bohaterów oraz "co autor miał na myśli", bo ksiażka zazwyczaj staje się przyczynkiem do dyskusji na szersze tematy. Czasami dość zaskakujące, ponieważ idąc na ostatnie spotkanie w żadnym razie nie spodziewałam się, że będę odpowiadać na pytanie o gotowość do walki za ojczyznę.
Dopiero po dłuższym czasie wracamy do spraw z życia codziennego, a i wtedy zdarza nam się nawiązać jeszcze do lektury. No, po prostu, jestem z nas dumna!
Muszę tu jednak uderzyć się w pierś (Was przecież biła nie będę), ale chyba żadna z nas nie sprawdziła skąd dokładnie wziął się tytuł książki. Wstyd przyznać, ale ja owszem, wrzuciłam nawet w google "William Blake Ulro" lecz zadowoliłam się pobieżnym zerknięciem na pierwsze trzy wyniki. Nie było mowy, o nadrobieniiu braków i poznaniu choć trochę twórczości Blake'a. Ale też i nigdy nie byłam szczególną miłośniczką poezji. Zresztą obecnie raczej trudno o znalezienie osób, które cytują jakiekolwiek wiersze podczas pogawędki w przerwie na kawę (zawsze mi to imponowało, gdy czytałam o takich przypadkach).
Ach, byłabym zapomniała! Pojawiła się słuszna sugestia, by poświęcić dwa zdania restauracjom, które odwiedzamy. Gdyński Gard Nordic był całkiem, całkiem, ale jednak bliżej mi do innych smaków niż skandynawska kuchnia. Plusów było sporo: śledzik na przystawkę, dobre szparagi (chociaż chłodne), podpłomyk - danie główne - ze smacznym sosem musztardowym i dużą ilością sałaty, dobre pieczywo jako baza. Można wrócić, czemu nie, ale pod warunkiem, że się porządnie zgłodnieje, bo porcje są naprawdę słusznych rozmiarów. Jeśli chcecie dorzucić swoją opinię o daniach, dajcie znać (lub piszcie w komentarzach).
A.