O ile czas, jaki poświęcamy na dyskusje nad książką wyraźnie się wydłuża, o tyle wpisy na blogu stają się coraz bardziej zdawkowe i spóźnione. Nie znaczy to jednak, że zamierzam rezygnować z funkcji samozwańczego sekretarza i aby to udowodnić szybciutko odnotuję dwa ostatnie spotkania. Przynajmniej zdążę przed sobotą.
W lutym wzięłyśmy na tapetę "Opowieść podręcznej" Margaret Atwood, natomiast w marcu - "Małe życie" Hanyi Yanagihary (tak, dałyśmy radę liczącej około 800 stron cegle, ale nadal nie umiem jej nazwiska). Obie książki dostarczyły materiału do ożywionej dysputy, a w dodatku, jakiś tydzień po wizycie w lokalu znajdującym się w gdyńskim Muzeum Emigracji, połowa z nas odwiedziła to muzeum, ciągnąc za sobą całe rodziny. W naszej pamięci na pewno zostanie też pewien kelner jako wdzięczny przykład kompletnego braku kwalifikacji do tej pracy. Pan był niewątpliwie sympatyczny, ale z napięciem wstrzymywałam oddech, gdy zbierał talerze. Na szczęście nie zdecydował się na odnoszenie trzech naczyń jednocześnie.
A jaką część prosiaka zjadła Katarzyna? Tę ze środka świni, oczywiście!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz